Ziemia Gorlicka

Ziemia Gorlicka to od wieków ojczyzna wielu kultur i religii. W tym miejscu od lat
splatają się ścieżki kulturowe Polaków, Łemków i Żydów. Tragiczne doświadczenia  I i II wojny
światowej oraz gehenna holokaustu i tragizm „Akcji Wisła” w szczególny sposób zmieniły
oblicze naszego regionu. Na zawsze odcisnęły tu swój ślad cmentarze, drewniane cerkwie
łemkowskie, stare kapliczki i synagogi. Są to dowody niezwykłej różnorodności kulturowej
wschodniej Polski i prawdziwe skarby Ziemi Gorlickiej.

Beskid Gorlicki kryje w sobie wiele ludzkich historii. Są to także historie ludzi, którzy swoim
życiem pokazują, że najważniejsze jest to, co łączy, nie to, co dzieli. Taka jest nasza
bohaterka, pani Melania, która jest dumna ze swego łemkowskiego pochodzenia, ale
równocześnie podkreśla, że kocha Polskę jako swoją ojczyznę. Nasza bohaterka ma 67 lat,
urodziła się w Smerekowcu, a po ślubie zamieszkała wraz z mężem w Bartnem. Jej rodzina
uniknęła tragedii przesiedlenia, gdyż ojciec pracował na posadzie państwowej – był leśniczym.
Rodzina męża także, ponieważ jej teściowa wyszła za mąż za Polaka. Inni, których zna, nie
mieli tyle szczęścia.
Widziała wiele krzywd, ją samą los doświadczył (w wieku 9 lat miała poważne
problemy ze zdrowiem), jednak wita nas z uśmiechem, zaprasza do kuchni, częstuje herbatą,
jakbyśmy ją znali od dawna. Jest taka szczerość i ciepło w tym spotkaniu. Czujemy się tu
dobrze. Mimo to nieśmiało pytamy o jej wyznanie. Chętnie opowiada o nabożeństwach  w
cerkwi. Niedzielna msza jest obowiązkowa, rozpoczyna się o godz.8.00 i trwa nawet półtorej
godziny. Nasza rozmówczyni ze śmiechem dodaje, że wszystko zależy od tempa śpiewania
ludzi. Pani Melania zna tu wszystkich dookoła. Dwadzieścia trzy rodziny mają łemkowskie
pochodzenie. Wylicza po kolei nazwiska. Mimo, że nikogo tu nie znamy (mieszkamy 30
kilometrów stąd), słuchamy uważnie. Czyni to z uwagą, by nikogo nie pominąć. To niejako
namacalny dowód, że to, o czym mówi, to rzeczywistość tej ziemi. Reszty dopełnia obraz
cerkwi greckokatolickiej, do której pani Melania chodzi na modlitwę. Gdy była mała, ojciec
woził ją wraz z rodzeństwem na nabożeństwa do Koniecznej. Wtedy tego nie rozumiała
i buntowała się. Teraz wie, że ojciec chciał, by jego dzieci pamiętały, że wywodzą się
z obrządku greckokatolickiego.
Pani Melania z wielką radością opowiada o świętach Bożego Narodzenia w tradycji
łemkowskiej. Niektóre zwyczaje są podobne do tych kultywowanych w kościele
rzymskokatolickim. Dopytujemy zwłaszcza o te, które nie są nam znane, jak mycie twarzy
i rąk wodą z pieniędzmi. Pani Melania tłumaczy nam, że robi się to po to, „aby pieniądze się
nas trzymały”. W ten dzień gospodarz nie zapomina także o zwierzętach, chleb z czosnkiem
ma zapewnić im zdrowie. Aby przez cały rok nie zabrakło chleba, na stole kładzie się dwa
bochenki, a na chlebie zboże. Zamiast opłatkiem, Łemkowie dzielą się prosforą, bułeczką
przyniesioną z cerkwi. Bardzo zaciekawił nas zwyczaj związany z przyjściem na świat nowego
członka rodziny. Ze względu na panującą biedę, proszono dwunastu kumów, a każdy z nich
przynosił kawałek materiału, tzw. krzyżmo, z którego potem matka szyła dziecku ubranie do
chrztu.
Niezwykle ważne dla nas było to, iż mogliśmy podczas tego niecodziennego spotkania
usłyszeć język łemkowski, którym pani Melania posługuje się doskonale. Języka tego nauczyła
ją mama. W jej rodzinnym domu mówiono tylko po łemkowsku. Pani Melania wspomina, że
gdy zaprowadzono ją do polskiej szkoły, nauczycielka załamała ręce, dowiedziawszy się, że
nie mówi po polsku. Szybko jednak nadrobiła braki i wkrótce miała lepsze wyniki w nauce niż
inne dzieci. Obecnie w domu pani Melanii także mówi się po łemkowsku. Nauczyła tego języka
swoje dzieci (ma trzech synów i dwie córki) oraz wnuki (doczekała ich już sześcioro:
najstarszy ma 26 lat, a najmłodszy 3 latka). Z sąsiadami pochodzenia łemkowskiego
rozmawia w rodzimym języku, z Polakami – doskonale porozumiewa się po polsku.
Zapytana o przykre wspomnienia związane ze swym łemkowskim pochodzeniem, zamyśla się.
Pamięta, że w dzieciństwie nie zawsze rówieśnicy odnosili się do niej życzliwie. Dzieci
przezywały ją Rusinka, ale nie przejmował się tym zbytnio, z czasem chyba się przyzwyczaiła.
Na zawsze pozostały jej w sercu słowa matki: „Na kamień rzucaj chleb,  a nigdy kamień na
kamień, bo dobro do ciebie wróci”. Tego samego starała się nauczyć swoje dzieci. W jej domu
wszystkich przyjmuje się życzliwie, bez względu na to, jakiego są pochodzenia. Wszystkich
traktuje się tak samo.
Pani Melania w swoich wypowiedziach podkreśla, że przede wszystkim ważne jest to,
co łączy ludzi. „Nie ważne czy Polak, czy Żyd. Ważne jest serce” - to słowa pani Melanii, które

pragniemy przytoczyć na koniec, by stały się niejako puentą naszego reportażu - historii o
kobiecie, która modli się za wszystkich, nieważne jakiego są pochodzenia. I jeszcze cenna
rada naszej bohaterki: „Nie należy się gniewać, tylko szanować, prosić o Boże miłosierdzie,
pokój i o pogodę”. Pozostaje nam tylko zapamiętać te mądre słowa i próbować postępować,
jak bohaterka naszej historii.