Z dłutem i kozikiem
Dnia 18 stycznia 2018 roku udaliśmy się na kolejną wycieczkę, tym razem do Choczni (mała wioska koło Wadowic). Odwiedziliśmy ludowego artystę, który tworzy drewniane świątki. Tym człowiekiem jest pan Kazimierz Pyclik. Z pobytu w jego domostwie powstał wywiad, zdjęcia oraz film. Wysłuchajcie więc opowieści o ludowym rzeźbiarzu, który kocha to, co robi.
Z wykształcenia stolarz, z zawodu górnik, a w młodości wyróżniający się piłkarz na podbeskidzkich i śląskich stadionach. W wolnych chwilach rzeźbiarz.
Najmłodsze lata Kazimierz Pyclik spędził w rodzinnym Rychwałdzie. Tuż przed pójściem do pierwszej klasy szkoły podstawowej z całą rodziną przeprowadził się do Kleczy Górnej. Nieco później, w szkole zawodowej poznał tajniki stolarstwa, jednakże po kilku latach przeniósł się do Libiąża, gdzie po dziś dzień pracuje w kopalni Janina. Obecnie mieszka w Choczni.
– W szkole podstawowej nauczyciele chwalili mnie jedynie za rysunki – śmieje się Pyclik do wspomnień. - Ołówek i kredki były moimi ulubionymi zabawkami od najmłodszych lat. Bazgrałem, czym się dało i na czym się dało – opowiada.
Rysował, wzorując się na obrazkach w książkach, szkicował rówieśników, malował zwierzęta. Jednakże pierwszą figurkę wyrzeźbił później - mając kilkanaście lat, a za wzór posłużył… ukradziony świątek. – Przyznaję się bez bicia – opowiada. - Byłem na wakacjach u wujka Tadeusza w Lesie koło Żywca. Na parapecie okna w jednej z izb stała niewielka drewniana figurka Chrystusa Frasobliwego. Nie dawał mi ten świątek spokoju. Oglądałem go ze wszystkich stron, szkicowałem, a wyjeżdżając, spakowałem do plecaka, nie pytając wujka o zdanie. A potem, już w Kleczy, dłutkiem i nożem, wzorując się na skradzionej figurce, robiłem duplikat. Jaka to była radość, gdy z kawałka polana na światło dzienne wyszedł świątek. Cieszyłem się jak dziecko! A wujek nigdy nie dowiedział się, gdzie mu się zapodział Chrystus Frasobliwy…
Niebawem powstały kolejne niewielkie rzeźby, a po przeprowadzce do Libiąża dłubiący w drewnie młody górnik szybko zyskał lokalny rozgłos. Z jednej strony, znany był jako bardzo skuteczny napastnik w piłkarskiej drużynie Górnika, a z drugiej, jako świątkarz. Futbolowa kariera przeminęła, natomiast snycerskie umiejętności ciągle się rozwijały. Z biegiem lat przybywało zaproszeń do uczestniczenia w plenerach rzeźbiarskich, wystawach. Zaś po zaprezentowaniu prac podczas Tygodnia Kultury Beskidzkiej w Żywcu, o Pycliku zrobiło się głośno. Postacie beskidzkich górali, świątki, figurki świętych, kapliczki wielokrotnie prezentowane były nie tylko w kraju, ale także za granicą, między innymi w Anglii. Zaś ile rzeźb zdobi mieszkania na całym świecie, nie sposób zliczyć. Prace Pyclika można również zobaczyć w wielu albumach. Artysta nie ogranicza się do rzeźbienia. – Trochę rysuję, maluję, robię też płaskorzeźby. Dawniej rzeźbiłem też w węglu, ale po odpowiedni materiał trzeba jechać do Wałbrzycha. Śląskie czarne złoto do tego celu się nie nadaje – wyjaśnia.
W bogatym dorobku ma również sporo bardzo dużych figur. Między innymi ponad czterometrowy drewniany pielgrzym zdobi okolice kościoła p.w. św. Barbary w Libiążu. Kilka innych monumentalnych rzeźb stoi w wypoczynkowych ośrodkach kopalnianych nad morzem.
– Kocham Bałtyk miłością nie mniejszą niż Bieszczady – twierdzi Pyclik. – Jedno i drugie daje mi natchnienie i siłę. Morze wyzwala we mnie twórczą energię. Zaś góry to mój powrót do korzeni, wszak urodziłem się w Beskidzie Żywieckim. Rzeźbiąc, staram się, by z kawałka drewna wydobyć nie tylko trójwymiarowy wizerunek, ale także uchwycić nieco dłuższą chwilę - oddać porę roku, nastrój dnia. Toteż każdy świątek jest inny. Bo każdy powstał w innym czasie, w innej porze roku, w różnych okolicznościach – podkreśla artysta.