Ks. Misjonarz Tomasz Fajt - o kuchni boliwijskiej
W ostatnim czasie my jako uczestnicy projektu Młody Asyż mieliśmy możliwość skontaktowania się z księdzem Misjonarzem Tomaszem Fajtem, który pracuje w Boliwii. Dowiedzieliśmy się przede wszystkim jakie potrawy są tam uważane za najlepsze, jakie zwyczaje, tradycje u nich goszczą a także poznaliśmy kilka miłych i sympatycznych osób z samej Boliwii. Co prawda na samym początku porozumiewanie się było skomplikowane ale za pomocą ks. Tomasza mogliśmy zrozumieć wszystko.
Głównym tematem naszej rozmowy były oczywiście potrawy. To o nich dowiedzieliśmy się najwięcej. Tamtejsi mieszkańcy zdradzili nam co nieco swoje sekrety szczególnie panie, które codziennie przygotowują pokarm dla swoich najbliższych. Niestety nie udało nam się zdobyć najważniejszego sekretnego składnika, który jest niezbędny do przygotowania jakiegokolwiek dania.
Ks. Tomasz przesłał nam parę zdjęć nazywając to oprowadzeniem po Boliwii , a także napisał nam list. A oto i on:
Trudno jest mówić o kuchni amerykańskiej bo w każdym kraju wygląda to zupełnie inaczej. Najlepsza kuchnie maja tu chyba Peruwiańczycy a najgorsza pewnie Boliwijczycy znaczy to tyle ze kuchnia tutaj jest dość uboga. Generalnie posiłek bez mięsa to nie jedzenie wiec zawsze je się mięso. Wołowina (twarda jak cholera), wieprzowina albo mięso drobiowe. Do tego jest ryż (suchy albo z serem), ewentualnie ziemniaki (takie jak u nas albo słodkie) i sałatka warzywna (czyli pomidor z cebula). Jeśli chodzi o mięso to zjesz je upieczone (bo tu się nie gotuje), jako milanese czyli taki nasz „kotlet”, majadito (taka papka z ryżu i kurczaka) albo pike macho (kilka rodzajów mięsa, warzywa, kiełbasa i frytki pomieszane razem). Wieczorem ludzie przy drodze sprzedają szaszłyki (oczywiście z samego mięsa). Jeśli chodzi o zupy to tez nie ma szału. Generalnie jest zupa warzywna (zawsze z mięsem), bananowa (warzywna z kawałkami bananów) albo pataska (generalnie z głowy świni). Jedzenie jest prawie zawsze nie doprawione i zwyczajnie mało smaczne. Oprócz tego jest tu masa owoców które akurat są przepyszne. To tak w skrócie o tym miejscu gdzie jestem. Rewelacji i jakiejś różnorodności nie ma. O specjalnych potrawach świątecznych tez nie ma mowy. Zawsze jest to samo. CZASEM spotkasz jakaś rybę (np. piranie). Gdzieś mi tam opowiadali w lesie ze jedzą tez małpy (nawet zupę z małpy robią), papugi albo kajmany. Ja osobiście nigdy jeszcze nie spotkałem. Z napojów to najbardziej tradycyjnym jest chicha (napój z gotowanej kukurydzy). Robią tez lemoniadę albo soki z owoców. Pewnie ze w restauracjach (np. w Santa Cruz) zjesz właściwie co chcesz. No ale to duże miasto. W górach, na wioskach pewnie tez to jedzenie jest trochę inne.