Hipolit, kot muzealnik

Mam na imię Hipolit i jestem kotem muzealnikiem. Niektórzy myślą, że posiadam bardzo mały rozumek i niczego nie pojmuje, a moją jedyną rozrywką jest leniwe wylegiwanie się w promieniach słońca. To bardzo niesprawiedliwy osąd choć przyznam, jest w nim ziarenko prawdy. Dziś słońce skryło się za chmurami. Zapowiada się mokry dzień. Zanim świat zdąży się na dobre przebudzić, zabiorę Was w podróż po historii ulicy Szpitalnej, przy której mieści się dom w którym mieszkam - dom Hipolita, włoskiego kupca, którego dzieje rozpoczynają się jeszcze w XIV wieku. Miau. Zgodzicie się ze mną, że posiadanie włoskich korzeni jest całkiem przyjemne. Mrrr. Chodźmy nim miasto utonie w swym codziennym gwarze.

Z perspektywy czterech łap ulica Szpitalna zdaje się zupełnie nie mieć końca. Jej szlak powstał jeszcze przed lokacją miasta w celu połączenia dwóch klasztorów. Włączony w obszar miasta w roku 1257 przyjął miano ulicy Szpitalnej, a to dlatego że mieścił się na niej szpital niosący pomoc biednym i porzuconym dzieciom. Szpital został zlikwidowany w 1783 roku, a w jego miejscu, sto lat później, stanął Teatr Miejski. Lubię się czasem zakraść za jego kulisy i podglądać aktorów przygotowujących się do spektaklu.

Ulicę Szpitalną nazwałbym soczewką świata. Codziennie obserwuję tu spacerowiczów mówiących w różnych językach. Czasem przystają i wsłuchują się w dźwięki sprzed kilkuset lat kiedy to ulicę i przylegający doń plac opanowali kupcy zajmujący się handlem suknem, ołowiem, miedzią i rakami. Brr. Spójrzcie jaki ten jest wielki! Zawsze gdy go widzę przypomina mi się historia Agnieszki Żychowiczowej, którą zamordował syn gospodarzy. Staruszka była bardzo majętna, ale skąpa. Sierść dęba mi staje kiedy przechodzę obok.

Wśród krakowskich handlarzy bardzo liczną grupę stanowiła ludność żydowska, której król Kazimierz Wielki przyznał specjalne przywileje.

W XIX wieku ulicę wypełniły sklepy ze starociami i antykwariaty. Swoje miejsce znalazła tu Synagoga Ahwat Raim, którą w 1940 roku zamieniono na cerkiew. Prawda, że z zewnątrz wcale nie przypomina tradycyjnej cerkwi? Nie bójcie się zajrzeć. Czasem zakradam się tam by przez chwilę popatrzeć na wspaniały ikonostas wykonany przez Jerzego Nowosielskiego. Mieszają się religie na ulicy Szpitalnej. Do końca XVI wieku swoją siedzibę miał tu także Zbór Ariański, zlikwidowany pod naciskiem katolickiej inkwizycji. Zbór spalono, a braci wygnano. Stojąc na Placu Św. Ducha spójrzcie na drugą stronę ulicy. Pod numerem 30 mieści się hotel założony przez pochodzącego z Austrii Kacpra Pollera, który z początkiem XIX wieku przybył do Krakowa wraz z armią arcyksięcia Ferdynanda. Kiedy Austriacy uciekli na wieść, że do miasta zbliża się książę Poniatowski, Poller został. Oskarżony o dezercję odpowiedział: „Ja dezerterem? Przecież to Wyście uciekli. Ja zostałem”. Zarzut oddalono, a hotel stał się jednym z najelegantszych w całym Krakowie. Bywali tu znakomici goście, nawet sam Henryk Sienkiewicz. Ale nie tylko on gościł w murach zabudowy ulicy Szpitalnej. Dom numer 38. Rok 1896. Wówczas wolno stojący pałacyk. Niejaki Turliński założył w nim restaurację. Sławną na cały Kraków - Paon. Magiczną. To w niej Wyspiański kreślił swoje wiersze i rysunki, a Tetmajer odmalowywał karykatury. Niedługo później przyczółek krakowskiej bohemy przeszedł do historii.

Długo moglibyśmy spacerować ulicą Szpitalną odkrywając jej kulturową różnorodność. Każdy z mieszczących się tu domów kryje swoje własną historię. Nie sposób spoglądać na nie
jednowymiarowo. Wszystkie razem stanowią świadectwo dziejów miasta, gdzie na przestrzeni wieków żyli i wciąż żyją obok siebie ludzie wielu wyznań religijnych i tradycji. Miau

Natalia Walczuk
Jakub Bochenek
Natalia Buras
fot. Jakub Bochenek