WYWIAD Z BABCIĄ ZOSIĄ NA TEMAT TRADYCJI KULINARNYCH W NASZYM DOMU RODZINNYM

Dziś chciałam się z wami podzielić tradycjami kulinarnymi. W tym celu przeprowadziłam wywiad z moją babcią. 

Ja: Jak wyglądała dawniej kuchnia?
Babcia: U nas w domu kuchnia akurat była wielka. Pod ścianą rzędem stały piece. Zachował się jeden kaflowy, który służy mi do dzisiaj. Duży, solidny stół i drewniana ława dopełniały wystrój tego wnętrza. Było wielkie okno, w którym w czasie burzy zapalano świece. Bezpośrednio do kuchni przylegała spiżarnia, wypełniona zagadkowymi przedmiotami. Kamionkowe naczynia z wytopionym w domu smalcem, słoje ze świeżą śmietana, a na ciemno osmolonych prętach wisiały peta wędzonej kiełbasy i pękate wątróbki. W domu była jeszcze jedna spiżarnia – tam na pólkach stały kompoty, sok z czarnego bzu, słoje z kwaszonymi ogórkami i mus jabłkowy. Był także ogromny strych – a na nim jabłka wysypane na warstwie siana, które potrafiły doczekać wczesnej wiosny i ciemno wędzone szynki wiszące na belce.
Ja: Wspominałaś mi kiedyś, ze robiono samemu makaron.
Babcia: Tak robiono! Nadal od czasu do czasu robię, gdyż jest lepszy od tego ze sklepu.
Ja: Co się głownie jadło i jak? 
Babcia: Każdy bochenek chleba zaczynano znakiem krzyża. Jak i również przed każdym posiłkiem trzeba było przeżegnać się. Zasiadano do stołu (gdy było dużo dzieci siadały one na podłodze), zaczęto jeść dopiero gdy Ojciec na to pozwolił. Na śniadanie często jedliśmy mleko z kluskami. Obiad to głownie żurek, kapusta i ziemniaki. A na kolacja przeważnie resztki z obiadu, lub kromki ze smalcem. W piątki nie jedliśmy nic omaszczonego.
Ja: Mogłabyś podać mi jakiś przepis na danie?
Babcia: Pewnie! 

Ja: Co piliście?

Babcia: Dzieciom nie wolno było pić herbaty. Piły kawę zbożową. A dorośli herbatę no i wodę.

Ja: Było kiedyś tak jak teraz z niedzielą, że tradycyjnie jadło się rosół? 

Babcia: Tak u mnie w niedziele jedliśmy rosół, chociaż mój tata pochodził z warmińsko – pomorskiego województwa, a tam jedzono czarninę – zupę na krwi kaczki. I u nas w domu też ją jedzono.
Ja: Jak wyglądało Boże Narodzenie? 
Babcia: Choinki były prawdziwe. Ubieraliśmy je w jabłka, cukierki, łańcuchy z papieru i bibuły kolorowej i lalki z papieru. Całą izbę ścielono sianem, które po świętach zbierano i wynoszono w pole, by dobrze rosło zboże. Tak jak i teraz zostawiano pusty talerz dla przybysza i dawano pieniądze pod swój talerz – żeby dobrze się trzymały. 
Ja: Kolędowano?
Babcia: Tak, dzieci kolędowały i dostawały jajka, a kto był bogatszy to dawał cukierki. Nie dawano pieniędzy tak jak teraz, bo nikogo nie było na to stać.
Ja: Jakie były dania?
Babcia: Nie było tak jak teraz. Nikomu nie opłacało się robić 12 dań, ani nawet nie było na to czasu. Ale jednak danie były takie jak:
- ziemniaki z żurem i grzybami
- kapusta z grochem
- kluski z makiem
- pierogi z kapusta i grzybami
- placek drożdżowy
- ciasto serowe
Rzadko zdarzało się że mieliśmy śledzie. 
Ja: Teraz głównym daniem na wigilii jest ryba. Nie było jej wcześniej? 
Babcia: Nie było mowy o rybach. Nikt o nich nie wiedział.
Ja: A prezenty? Dostawano chociaż jakieś drobne upominki?
Babcia: Hehe drobne upominki? My dostawaliśmy owoce głównie pomarańcze. I z tego prezentu byliśmy bardzo zadowoleni. Często chowałam pomarańcza do skrytki, żeby nikt mi nie wziął, a chciałam siebie go zostawić. Nie wiem jaki cudem zawsze gdy chciałam go zjeść i poszłam po niego to go już nie było. Okazywało się, ze to raz brat, a raz jedna z sióstr. 
Ja: Opowiedz mi teraz o kolejnych świętach czyli o Wielkanocy. 
Babcia: W niedziele palmową świeciło się palmy ubrane kotkami (baziami). Gdy wracano do domu cała rodzina rodzice jak i dzieci łykały kotki żeby nie zachorować na gardło, a palmę wieszało się pod dachem, żeby w czasie burzy dom był bezpieczny. W Wielkanoc dzieci chodziły z kogutem po wsi i tam gdzie były dziewczyny śpiewały, dostawali za to również jajka. 
Ja: Jakie pokarmy święcono w kościele?
Babcia: Może najpierw zacznę od tego, ze w mojej wsi nie świecono pokarmu w kościele. Koszyczki z jedzeniem znoszono do jednego domu, do którego przychodził ksiądz i je świecił. Świecono: chleb, sól, pieprz, ocet, chrzan, jajka, szynkę, kiełbasę, babkę i pasztet.
Ja: Czy na wszystkie święta zjeżdżała się rodzina? 
Babcia: Tak, ale rzadko. Nie tak jak teraz.
Ja: Myślę, ze możemy już zacząć rozmowę o tłustym czwartku. A za tę jak wyglądał ten dzień? 
Babcia: Rano smażono jajecznice na skwarkach, żeby dużo zbierać grzybów w lato. Obiad składał się z klusków palonych i namaszczanych, a niektórzy popijali to mlekiem. W ostatki tańczono w domu dla obfitego lnu i konopi.
Ja: Konopi?! Przecież to narkotyk!
Babcia: Kiedyś nikt o tym nie wiedział.
Ja: To po co hodowano konopie?
Babcia: Skręcano to i robiło się powrozy na bydło.
Ja: Nie było tradycyjnych pączków, oponek i faworków?
Babcia: Oj nie. Nie potrafiono tego robić.
Ja: Wydaję mi się, ze to już wszystko czego chciałam się dowiedzieć. Bardzo Ci dziękuje, za poświeciłaś mi trochę czasu.